Анджей Валигурский Местечко старых добрых кадров
( с польского)
Местечко старых добрых кадров
Где всё удобно и с комфортом
Где просыпаясь утром рано
Не нужно заниматься спортом
Где можно нежится в подушках
А после кофе с эйфорией
Где не растет от лени брюшко
И не пугают аритмией
Где свежих простыней забота
И с маслом булочка крутая
Бегом не нужно на работу
Толкаться в толчее трамвая
Где не грозят жены упреки
Не слышишь улиц матерщины
Встаешь и выбритые щеки
Под душем плаваешь дельфином
И вот уже на тротуаре
Глазеешь женщин - в чем одеты
Коньяк возьмешь у стойки в баре
Журнал листаешь и газеты
И почерпнувший свежих знаний
Идешь бродить по магазинам
Пока не встретишься там компанию
Знакомых старых "бабуинов"
Так чики-чики , где-то, где-то
Припомнишь Маню, Франю, Зосю
А время близится к обеду
И заливное уже в соусе
В бумажнике гора налички
И для друзей открыто сердце
И от зубровки до наливки
А может быть и вице верса
Невинны дружеские распри.
Приятной кажутся сиестой
Потом, как будто по лбу треснет
Крамольной мыслью: Что я здесь, то?
Исчезнет вмиг харчевня в лесе
Оливок рощи расплывутся
Будильник прикроватный бесит
Машины за окном снуются
Уже двухдневная щетина
Других довольно недостатков
Бывай. Но вечером приснится
Местечко старых добрых кадров.
Kraina starszych panów
Jest gdzieś kraina starszych panów,
Ciepła, wesoła i różowa.
I kiedy tam się zbudzisz rano
Nie musisz się gimnastykować.
Możesz poleżeć wśród poduszek
Zanim zakipi świeża kawa,
I tak ci nie wyrośnie brzuszek,
I tak ci nie zagrozi zawał.
Czystej pościeli czujesz dotyk,
Bułeczki z masłem ci podają,
Nie musisz spieszyć do roboty,
Nie musisz pchać się do tramwaju.
Nie grozi ci gderanie żony
Uszu nie wierci gwar ulicy,
Wstajesz od razu ogolony,
Wyprężasz ciało pod prysznicem,
I oto już po trotuarze
Stąpasz zerkając na kobiety,
Wypijasz jeden koniak w barze
Przerzucasz pisma i gazety.
Po pół godzinie - syty wiedzy -
Odwiedzasz szereg pięknych sklepów.
Aż spotykają cię koledzy,
Dobrane grono starych repów....
Więc chichy-śmichy, gadu gadu:
- Pamiętasz Manię, Franię, Zosię?
I tak czas zleci do obiadu,
A dziś jest ozór w szarym sosie.
Cóż, portfel pełen masz gotówki,
A dla swych kumpli wiele serca,
Więc od żubrówki do wiśniówki,
A może być i vice versa.
Niewinne, przyjacielskie waśnie
Uprzyjemniają tylko sjestę...
A wtem - jak coś ci we łbie trzaśnie!
O rany - myślisz - gdzie ja jestem?
Zniknęła miła knajpka w lesie,
Oliwne się rozwiały gaje,
Przy łóżku budzik wrednie drze się
Za oknem auta i tramwaje,
Dwudniowy zarost masz na twarzy,
W ogóle czujesz się do chrzanu...
Wytrwaj! Wieczorem znów pomarzysz:
...jest gdzieś kraina starszych panów...